Jezioro Koprinka, Bułgaria

Decyzję podjęłam w pięć minut. Tyle mniej więcej zajęło mi znalezienie projektu, wysłanie zgłoszenia i stwierdzenie: „A co mi tam?”. Wtedy jeszcze program nazywał się EVS (European Voluntary Service), ale kilka lat temu przemianowano go na Europejski Korpus Solidarności (EKS). Pomimo zmiany nazwy, idea pozostaje ta sama – wyjeżdżasz, robisz coś sensownego i masz szansę przeżyć przygodę życia.

Wolontariat Europejski – Mini przewodnik po EVS i Europejskim Korpusie Solidarności

Europejski Korpus Solidarności to program unijny, który daje młodym ludziom możliwość wyjazdu na wolontariat do różnych krajów Europy (i nie tylko). Aplikować może każdy obywatel Unii Europjeksiej między 18 a 30 rokiem życia. Możesz pomagać w szkołach, organizacjach ekologicznych, domach kultury, pracować ze zwierzętami, dziećmi – opcji jest mnóstwo. Aktualne projekty Europejskiego Korpusu Solidarności można znaleźć na oficjalnej platformie, gdzie publikowane są oferty wolontariatu w różnych krajach. Wszystko organizowane przez lokalne organizacje pozarządowe i finansowane ze środków unijnych.

Udział w programie oznacza, że nie musisz martwić się o podstawowe rzeczy – masz zapewnione zakwaterowanie (zazwyczaj razem z innymi wolontariuszami), wyżywienie lub kieszonkowe na jedzenie, zwrot kosztów podróży i dodatkowe kieszonkowe na własne wydatki. Innymi słowy – masz pełną swobodę, by skupić się na nowych doświadczeniach.

Wolontariusze spacerujący po zaporze przy jeziorze Koprinka w Bułgarii.
Wolontariusze spacerujący po zaporze przy jeziorze Koprinka.

Wolontariusze, czyli ludzie z różnymi historiami

Było nas dokładnie 12 wolontariuszy, z Polski, Hiszpanii, Słowacji, Włoch, i Rumunii, każdy z inną historią. Trafiliśmy do Kazanłyka, w samym środku Bułgarii. Na pierwszy rzut oka trudno było nas połączyć w jedną grupę – każdy miał swój własny powód, by tu być, ale przez te dwa miesiące staliśmy się czymś w rodzaju dziwnej, tymczasowej rodziny.

Była 21-latka z Rumunii, dla której był to pierwszy wyjazd zagraniczny. Niedawno pokonała raka i postanowiła, że teraz będzie żyła inaczej – odważniej, ciekawiej, bez oglądania się za siebie. Z perspektywy czasu wiem, że jej się udało – dziś mieszka w Polsce i podróżuje więcej, niż kiedykolwiek mogła sobie wyobrazić.

Był Włoch, który ledwo mówił po angielsku, ale się tym nie przejmował. Chciał poznawać nowe kultury, nowych ludzi i nauczyć się nowych rzeczy, choć w jego przypadku nauka polegała głównie na powtarzaniu wszystkiego, co mówiliśmy, i wplataniu losowych włoskich gestów.

Była 29-letnia asystentka medyczna z Hiszpanii, która otwarcie przyznała, że przyjechała tu szukać miłości. Nie była do końca pewna, czy w Kazanłyku znajdzie swoją drugą połówkę, ale była gotowa próbować.

Była też aktywistka polityczna, która w każdej rozmowie potrafiła znaleźć nawiązanie do równości społecznej, miłośnik gór, który codziennie wstawał przed świtem, żeby „przywitać dzień”, oraz Hiszpan, który wcześniej mieszkał kilka lat w Chinach i miał bardziej filozoficzne podejście do życia niż cała reszta ekipy razem wzięta.

I była również Słowaczka, która traktowała ten projekt jak pełnoetatową pracę w korporacji. Gdyby mogła, rozpisywałaby nam taski w Jirze, a potem wystawiała oceny kwartalne i wysyłała raporty podsumowujące naszą efektywność. Nigdy nie widziałam kogoś, kto z takim zaangażowaniem robiłby prezentacje o metodach zbierania śmieci.

Każdy z nas był zupełnie inny, ale połączyła nas chęć przeżycia czegoś nowego. No i Bułgaria.

Dwumiesięczny dom

Podczas projektu mieszkaliśmy w dużym, tradycyjnym bułgarskim domu, który… miał swój klimat. Robiły go kamienne schody, brak ogrzewania, kilka pokoi wyposażonych jedynie w łóżka, w tym jeden z przeciekającymi rurami w ścianie, mała, ale pełna wszystkiego kuchnia, no i wielka jadalnia z wyjściem na taras i widokiem na wzgórze z parkiem i trackim grobowcem.

Taras był zdecydowanie najważniejszy. Siadywaliśmy tam z kawą albo winem, patrząc na ciemniejące góry i miasto powoli pogrążające się w ciszy. To były te momenty, które przypominały, że czasami nie trzeba wiele – przypadkowe miejsce na mapie i świadomość, że jesteś dokładnie tam, gdzie powinieneś być.

Tradycyjny bułgarski dom w stylu odrodzeniowym.
Tradycyjny bułgarski dom w stylu odrodzeniowym, w którym mieszkaliśmy jako wolontariusze.
Widok z wnętrza pokoju przez duże okno z żaluzjami na zielony ogród i bułgarskie budynki.

Moje doświadczenia z wolontariatu. Oficjalnie – ekologia. W praktyce…

Wolontariat wolontariatowi nie równy i wszystko zależy od organizacji pozarządowej, która projekt tworzy. Nasz projekt był „ekologiczny”, co w teorii oznaczało, że mieliśmy dbać o środowisko, szerzyć świadomość i organizować działania proekologiczne. W praktyce wyglądało to różnie, i częściej skupiało się na wymianie kulturowej.

Głównym celem projektu było zwiększenie świadomości lokalnej społeczności na temat tego jak ważne jest utrzymanie czystości i naturalnego środowiska wokół pobliskiego jeziora Koprinka. Odwiedzając lokalne szkoły i organizując warsztaty, próbowaliśmy przekonać dzieciaki, że warto dbać o środowisko. Zorganizowaliśmy oficjanlny dzień sprzątania terenów wokół jeziora Koprinka, podczas którego zjawiło się całkiem sporo osób. Ludzie potrafią zostawić w naturze rzeczy, o których wolałbyś nie wiedzieć.

Jezioro Koprinka, położone w środkowej Bułgarii, w pobliżu Kazanłyku
Jezioro Koprinka, położone w środkowej Bułgarii, w pobliżu Kazanłyku.

Warsztaty dla młodych, które organizowaliśmy, w teorii miały uczyć ekologii, ale najczęściej kończyły się po prostu wspólną integracją i wymianą informacji o naszych krajach. Zorganizowaliśmy kilka tematycznych wieczorów, na których po kolei przedstawialiśmy tradycje z naszych krajów.

Kręciliśmy i montowaliśmy krótkometrażowe filmy proekologiczne, które później były wyświetlane przy okazji różnych wydarzeń.

Robiliśmy też różne nietypowe rzeczy – od strzelania z prawdziwej broni na poligonie wojskowym podczas bułgarskiego święta armii, przez strzelanie z łuku na czyjejś działce, fermentowanie rakiji z jaśminu w wielkich beczkach, aż po zbieranie róż na polu. A w przerwach od projektu mieliśmy okazję zwiedzić sporą część Bułgarii – od stolicy, przez najstarsze miasto Europy, po nadmorskie miasteczka i parki krajobrazowe.

A na koniec – festiwal rockowy nad jeziorem Koprinka. Wydawało się to absurdalne – małe miasteczko, garstka wolontariuszy i organizacja wydarzenia, które miało przyciągnąć ludzi z całej okolicy. Ale udało się. Pewnego dnia szefowa organizacji nawet przyszła nam powiedzieć, że musimy przystopować z promocją, bo obawia się, że przyjedzie za dużo ludzi…

Plakat promujący Eko Festiwal nad jeziorem Koprinka.
Plakat promujący Eko Festiwal Koprinka.

Czy warto jechać na wolontariat?

Jeśli masz taką możliwość (czyli nie trzyma cię kredyt ani dzieci, bo w zasadzie to jedyne co może cię zatrzymać), to zdecydowanie tak. Dla osób szukających możliwości rozwoju osobistego, wolontariat za granicą to doskonała okazja do nauki i pracy w międzynarodowym środowisku. Zobaczysz nowe miejsca, nawiążesz znajomości, które zostaną na zawsze, nauczysz się czegoś, a nawet będziesz mieć ten dodatkowy wpis w CV.

Nie wiem, czy mieliśmy realny wpływ na świadomość ekologiczną mieszkańców Kazanłyka. Możliwe, że wszystko zarosło z powrotem, a śmieci wróciły na swoje miejsce. Ale wiem jedno – dla nas, i dla ludzi, któych poznaliśmy po drodze, to był czas, który zostawił ślad.

I może właśnie o to chodzi w takich projektach. Świata w dwa miesiące nie zmienisz – ale zmienia się coś w tobie, a to już duży krok na przód.

Udostępnij: